Marek Nienałtowski
Wspomnienia Antoniego Kokota z pobytu w Oleśnicy w 1941-1945 r.
1.12.2007 r.
Uwaga wstępna: W Oleśnicy jeszcze kilka lat temu, zamieszkiwało 11 osób, które przebywały w naszym mieście w latach wojny. W planach pracy Galerii przy pl. Zwycięstwa, kierowanej przez Danutę Obrębską-Kubik było wykorzystanie Ich wspomnień i zdjęć, wraz ze zdjęciami zamieszczanymi w czasopiśmie Stern. Niestety, zamknięcie Galerii uniemożliwiło zrealizowanie tych planów. Próbowałem korzystać z zebranych adresów. W kilku przypadkach było za późno na odwiedziny. W dwóch przypadkach to się udało (relacje wykorzystałem na stronie), jedna osoba z niezorumiałych względów bała się przekazać swoje wspomnienia [jak sie później okazało, nie była w Oleśnicy w trakcie wojny], inna (kobieta) twierdzi, że usługiwała w niemieckim domu i nigdzie nie wychodziła. Ostatnio udało się spotkać z Panem Antonim Kokotem. Poniżej sprawozdanie z pierwszego mojego spotkania odbytego 1.12.2007 r. Mam nadzieję, że po miesiącu ponownie spotkam się z Panem Antonim - udokładnię poniższe i poznam nowe informacje.
Uwaga: w nawiasach kwadratowych znajdują się moje wyjaśnienia. W dniu 18. 01.2008 uzupełniono wspomnienia i je poprawiono.
Pan Antoni Kokot (zdjęcie z lewej) przybył do Oleśnicy 7 stycznia 1941 r. Z Urządu Pracy dostał skierowanie do zakładu krawieckiego, którego właścicielem był Kurzawa Johann, pochodzący z Dziadowej Kłody (był członkiem rodziny słynnego Józefa Kurzawy) i prowadził warsztat krawiecki przy Herrenstrasse 7 (Sejmowej). [Dom nie istnieje, znajdował się naprzeciw dawnego hotelu Altes Kasino, w którym mieściła się tzw. Kasa Chorych]. Właściciel podczas nieobecności Niemców mówił po polsku, wtrącając gwarowe słowa. Odnosił się dobrze do swoich pracowników. Oprócz p. Antoniego pracowali u niego: Czech, Francuz i dwie Polki. Za swoją pracę otrzymywał tygodniowo 15 marek. Zamieszkał w hotelu pracowniczym na Wendestrasse 3 (Łużycka). Był to 2-piętrowy blok o znacznej długości [Dawny Szpital Powiatowy, który w początku XX w. był własnością Innere Mission]. Na każdym piętrze znajdowały się długie korytarze, z których wchodziło się do pokojów.
|
||
Antoni Kokot na zdjęciu wykonanym w oleśnickim zakładzie fotograficznym w okresie wojny |
Książeczki pracownicza dla obcokrajowca i naszywka dla Polaka. |
Na parterze była stołówka. W każdym pokoju mieszkały 2-3 osoby, łącznie w hotelu mieszkało 50 obcokrajowców i volksdojczów. Opłata za spanie i jedzenie wynosiła 7 marek tygodniowo. Czyli na swoje wydatki zostawało 8 marek tygodniowo.
Musiał nosić naszywkę z literą P. Z tą naszywką nie mógł iść do kina, nawet do cyrku. Raz na miesiąc Polacy uczęszczali do kościoła Św. Trójcy. Co miesiąc wszyscy Polacy mieli spotkanie w Ratuszu, na korytarzu przy posterunku policji. Przypominano im o zasadach i grożono, że za ich złamanie grozi Gross Rosen [obóz koncentracyjny na Dolnym Śląsku]. Jeden z Polaków - czeladników za uderzenie ucznia - Niemca, został skazany na 1 miesiąc tego obozu. Ale już z niego nie wrócił.
Pan Antoni (wyższy) podczas zwiedzania miasta (wiosna 1941 r.). Teren Parku Miejskiego - mostki nad rzeką Oleśnica. Ten z lewej - wykonany z konarów drzewa - stąd jego dziwny widok. Oba mostki były blisko cmentarza żydowskiego. Wg. autora wspomnień, wówczas macewy na cmentarzu były przewrócone. |
W 1942 r. Niemcy uznali, że wszyscy obcokrajowcy mają być zgrupowani w obozie, który mieścił się na terenie lotniska, przy szosie do Bogusławic, około 150 m przed przejazdem kolejowym. Zdjęcie niżej.
źródło: allegro.pl |
Obóz był ogrodzony, składał się z 4 baraków, obowiązywały przepustki i wychodzili z niego codziennie do pracy w mieście. Szli do pracy zawsze pieszo. Nazywano go obozem rzemieślników - mieszkali w nim bowiem krawcy, szewcy, rzeźnicy itp. Nadzór nad obozem miał miejscowy SS-man, będący w wieku ok. 60 lat. Ochrona także składała się z żołnierzy-dziadków, którzy całkowicie lekceważyli swoje obowiązki kontrolno-wartownicze. Pomimo tego, że p. Antoni mieszkał w obozie - wynajmował dodatkowo mieszkanie w mieście na ul. Matejki, gdzie trzymał swoje rzeczy. W baraku mieszkali w pokojach 10-osobowych. Barak mieścił 20 pokojów. Obok baraku była przybudówka z 2-3 prysznicami. Obok znajdował się odrutowany i pilnowany obóz jeńców polskich (jeden barak). Po ok. 6 miesiącach wszyscy oni zrzekli się statutu jeńców i przeszli na statut robotników, którym płacono za pracę. Zatem opuścili obóz i zamieszkali w mieście. Do opuszczonego obozu trafili wówczas jeńcy rosyjscy, którzy byli mocniej pilnowani. Do tego obozu nie wolno było się zbliżać.
Podczas pobytu na lotnisku udało im się wziąć udział w Dniu [niemieckiego] Żołnierza, wówczas zwiedzili lotnisko - widzieli jakiś amerykański zdobyczny samolot.
W 1943 r. usunięto ich z baraków na lotnisku. Po nich baraki zajęli pracownicy - obcokrajowcy, których zadaniem miała być rozbudowa lotniska.
Trafili do obozu pracy na ul. Daszyńskiego. W nim znajdowało się kilka baraków. Swój barak mieli Czesi, Francuzi, Polacy i jeszcze jedna narodowość. Ponadto był barak - stołówka.
Autor wspomnień na terenie obozu - z tyłu baraki obozowe. Lewy barak należał do polskich pracowników. |
Krawcy przed barakiem - zima (powiększ). |
Obok baraku, z lewej widoczny jeszcze nie zidentyfikowany dom. Pan Antoni drugi z prawej. |
Powyższe zdjęcia wykonywał i wywoływał Polak, mieszkający z nimi w baraku i pracujący w zakładzie fotograficznym (po wojnie skończył studia prawnicze we Wrocławiu).
Podczas pobytu w obozie ćwiczyli alarmy przeciwlotnicze. Obcokrajowcy wykonywali zadania straży pożarnej. Miejscem zbiórki alarmowej był park przy ul. Wałowej. Stamtąd mieli być kierowani do pożarów. Zadaniem obcokrajowców było noszenie drabin. Niemieccy członkowie Hitlerjugend byli "sikawkowymi". Ale samoloty nie atakowały Oleśnicy - leciały na Wrocław.
Wśród Polaków były organizowane przez AK komórki zbierania informacji o armii niemieckiej. Również p. Antoni szukał kontaktu. Po jakimś czasie przyszedł do niego łącznik, przyjął przysięgę i dał podziemną gazetkę. I na tym jego działanie się zakończyło, gdyż już więcej nie podjęto kontaktu.
W trakcie zamieszkiwania w Oleśnicy poznał swoją przyszłą żonę, która była pracownicą przymusową w Dobroszycach w Roszarni Lnu. W tym obozie organizowano święta i zabawy sylwestrowe.
Zabawa sylwestrowa w barakach robotnic z Roszarni w Dobroszycach. (powiększ),
(powiększ mocniej - w kółku - p. Antoni ze swoją przyszłą żoną.
Właściciel zakładu krawieckiego Johann Kurzawa był częściowym inwalidą (niedowład ręki) i uchylał się od służby wojskowej dzięki znajomości z lekarzem wojskowym z komisji poborowej. W 1944 r. lekarza wysłano na front i wówczas J. Kurzawa trafił do wojska. Wtedy zakład zaczęli prowadzić pracownicy. Trwało to do sierpnia 1944 r. Wówczas p. Antoni i kolega - Czech dostali polecenie pracy na linii Bertholda w okolicach Sycowa. Tam kopał okopy. Praca ta trwała do ok. 15 stycznia 1945 r. Potem wrócił do Oleśnicy i zamieszkał w gospodarstwie ogrodniczym przy ul. Ludwikowskiej, w którym pracował ojciec. Tam go zastał dzień, który w żartach nazywa "wyzwolenia od wódki i zegarków". Bowiem pierwsi czerwonoarmiści pytali o wódkę (po niej byli nieobliczalni), a pozostali (na drugi dzień) skonfiskowali zegarki. Kobiety przebywające z p. Antonim (narzeczona i siostra znały j. rosyjski poprzez kontakt z jeńcami rosyjskimi w Dobroszycach) i ponadto przedstawiono je jako żony - dlatego nie były obiektami napaści. Na drugi dzień pamięta, że kilka gospodarstw na Lucieniu płonęło.
Cała rodzina p. Antoniego podjęła decyzje powrotu 26 stycznia 45 r. do poprzedniego miejsca zamieszkania w Polsce. Cały dobytek zabrali na sanki i piechotą maszerowali w kierunku Sycowa. Już na ul. 3 Maja sanki "jechały" po bruku, bo śnieg stopniał od pożarów. Podczas dalszej drogi widział palący się kościół Św. Trójcy. Pamięta spalony czołg przy ul. Kościelnej, zestrzelony samolot przy bocznicy kolejowej na ul. Kolejowej. Do Oleśnicy wrócił z żoną dopiero w czerwcu 1945 r.
Wspomnienia Antoniego Kokota są zbieżne ze wspomnieniami Mariana Niemca.
Z wydawnictwa "50 lat Cechu Rzemiosł Różnych w Oleśnicy" 1945-1995.
"...Wybrano zarząd w składzie : ....skarbnik - Kokot Antoni (mistrz krawiecki)...."
...
Oni byli pierwsi
... Krawiec Antoni Kokot był w Oleśnicy od 1941 r., tu go zastało wyzwolenie i tu pozostał, otwierając warsztat. Pierwszymi jego klientami byli milicjanci i kolejarze, którym przerabiał niedopasowane mundury.
Od autora • Lokacja miasta • Oleśnica piastowska • Oleśnica Podiebradów • Oleśnica Wirtembergów
Oleśnica za Welfów • Oleśnica po 1885 r. • Zamek oleśnicki • Kosciół zamkowy • Pomniki • Inne zabytki
Fortyfikacje • Herb Oleśnicy • Herby księstw • Drukarnie • Numizmaty • Książęce krypty
Kary - pręgierz i szubienica • Wojsko w Oleśnicy • Walki w 1945 roku • Renowacje zabytków
Biografie znanych osób • Zasłużeni dla Oleśnicy • Artyści oleśniccy • Autorzy • Rysowali Oleśnicę
Fotograficy • Wspomnienia osadników • Mapy • Co pod ziemią? • Landsmannschaft Oels
Wydawnictwa oleśnickie • Recenzje • Bibliografia • Linki • Zauwazyli nas • Interpelacje radnych
Alte Postkarten - widokówki • Fotografie miasta • Rysunki • Odeszli
CIEKAWOSTKI • ZWIEDZANIE MIASTA Z LAPTOPEM, TABLETEM ....
NOWOŚCI