Wrocław, 24. 07.1968 r.
Józef Sokołowski
Wrocław, Klary Zetkin 71/10
Dolnośląska Komisja OPieki nad Zabytkami
Zarząd Okręgu PTTK we Wrocławiu
Zwracam się do Komisji Opieki nad Zabytkami w sprawie, którą uważam za ważną i bardzo pilną. Chodzi o zamek piastowski w Oleśnicy - znany zabytek wysokiej klasy, jeden z najciekawszych tego typu obiektów w Polsce.
W ubiegłym roku odwiedziłem Oleśnicę. Zostałem przyjaźnie zaskoczony zmianami, które zaszły od czasu, gdy byłem tam przed kilkunastu laty. Na każdym kroku widoczne przejawy troski miejscowych władz o estetyczny i porządny wygląd miasta - piękne nowe budownictwo mieszkaniowe ozdobione freskami o treści historycznej, ładne sklepy, trawniki i kwiaty.
Wystarczyło jednak przekroczyć bramę zamku, aby doznać wrażeń szokująco odmiennych - z miejsca rzuca się w oczy opuszczenie, brud, niechlujstwo, dewastacja.
Zjawisko dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Przecież właśnie ten obiekt - historyczny dowód chlubnej przeszłości miasta, posiadający nadto ogromną wartość architektoniczną powinien być przedmiotem szczególnej troski miasta, reprezentować je godnie wobec turystów krajowych i zagranicznych, którzy dzięki dogodnym warunkom komunikacyjnym (trasa E-12) tłumnie je odwiedzają. Są liczne obiekty zabytkowe, położone na uboczu od dróg i osiedli, które trudno jest zagospodarować i otoczyć opieką, a mimo to władze i społeczeństwo dokładają usilnych starań, by je uporządkować i zabezpieczyć (np. Grodziec). Zamek oleśnicki jest w uprzywilejowanej sytuacji - położony w centrum miasta posiada jak wynika z napisów, licznych użytkowników. W ubiegłym roku miały w nim siedzibę następujące instytucje:
1. ZHP - 1. ZHP - Komenda Hufca,
2. Liga Obrony Kraju,
3. Biura PSS,
4. Spółdzielnia Ochrony Mienia (!),
5. Rada Powiatowa Zrzeszenia LZS,
6. Zarząd Związku Zawodowego Prac. Rolnych.
Nadto w zamku zamieszkuje paru prywatnych lokatorów. Zdawać by się mogło, że w tej sytuacji zamek powinien być wzorem porządku i czystości. Dzieje się jednak wręcz przeciwnie. Turystę wchodzącego w bramę od razu uderza odór wydobywający się z przyległych pomieszczeń na parterze, służących po prostu zaimprowizowane ustępy (a na piętrze mieszkają lokatorzy!).
Nadto wszędzie pełno wszelakiego innego brudu, który wsypuje się nawet przez okno z przepełnionych kubłów. Trudno stąpić nawet kroku. Na dziedzińcu obraz nie lepszy - przepełnione kubły z gnijącymi odpadkami.
W dalszych niegdyś pięknych i bogatych wnętrzach (kominki, sztukaterie, nawet egzotyczny eksponat - ogromna głowa słonia) obraz równie rozpaczliwy.
Nadto ślady barbarzyńskiej dewastacji (odnosi się wrażenie, że zupełnie świeżej) - pełno śmiecia, kupy słomy, naniesionej nie wiadomo w jakim celu, a co gorsze - ślady chuligańskich zabaw, resztki zapałek, które płonące były rzucane i przyczepiały się do sufitów. Trudno zrozumieć, jakim cudem zamek nie spłonął dotąd jak świeca.
Oglądając to wszystko trudno oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że mimo tylu użytkowników zamek nie ma w ogóle żadnego gospodarza, odpowiedzialnego za ten cenny obiekt, że "Ojcowie Miasta” nigdy tam nie bywają, że nigdy tam nie zaglądają funkcjonariusze MO ani inspektorzy ze stacji San-Epid.
Jedynie tablica o prowadzonym jakoby remoncie dachu świadczy o tym, że ktoś wie o istnieniu zamku (może tylko Wojewódzki Konserwator Zabytków?).
Że sprawa zamku nie jest błaha, świadczy fakt, ze wzbudziła ona zainteresowanie redakcji "Trybuny Ludu”. W dniu 20.10.1967 r. ukazał się artykuł pt. "Co na to Jan z Podiebradu?".
Przedstawiając w dość oględnych słowach stan zamku, autor artykułu stwierdzał, że obiekt ten był w sposób powolny lecz systematyczny dewastowany. Zdawać się mogło, że ukazanie się tego artykułu spowoduje niezwłoczne pociągnięcie do odpowiedzialności osób winnych tego karygodnego braku nadzoru i kontroli, a przynajmniej natychmiast zostaną podjęte kroki dla usunięcia śladów rażącego niedbalstwa i niechlujstwa.
Stało się jednak całkiem inaczej. Będąc w roku bieżącym w Oleśnicy stwierdziłem, że pod tym względem nic się nie zmieniło, a raczej zmieniło lecz na gorsze. I tak pomieszczenia parterowe przyległe do bramy uległy dalszemu zanieczyszczeniu do tego stopnia, że fekalia z sali nr 74 przelewają się już do sieni, zaśmieconej jeszcze gorzej jak w ubiegłym roku.
Za zabytkowym, rozpadającym się portalem, zaimprowizowano coś w rodzaju publicznego ustępu, w którym muszlę zastąpiono kubełkiem. Dziedziniec zaśmiecony gruzem i zbutwiałą słomą. PSS opuściła wprawdzie swoją siedzibę pozostawiając resztki akt i kupy śmieci, lecz pomieszczenia te uległy dewastacji (wydarte okucia i armatura, porozwalane piece, poobłupywane kafelki w pomieszczeniach sanitarnych itd.).
Remont dachu nadal nie ukończony, rozpoczęto wymianę instalacji elektrycznej.
Jak wynika z cytowanego wyżej artykułu na remont przeznaczono ok. 30 mln zł. Oczywiście należy się z tego cieszyć. Gorzej jednak, że nikomu z pośród osób kompetentnych nie przyszło na myśl, że najbardziej pilną i elementarną potrzebą jest zabezpieczenie obiektu, aby nie spotkał go los zamku w Malborku. Do wnętrza mają nieograniczony dostęp elementy chuligańskie, o czym świadczą podane wyżej przykłady. Niedopałki i pudełka od zapałek znajdują się nawet na strychu. Jest rzeczą chyba oczywistą, że wydatek na dozorcę jest o wiele bardziej ekonomicznie opłacalny niż odbudowa po pożarze, który nie wybuchł dotąd jedynie dziwnym trafem. Do tego powinien dojść minimalny koszt zabezpieczenia drzwi wejściowych do wnętrza. Uprzątnięcie zaś kompromitujących brudów należy przecież do elementarnych obowiązków użytkowników i administracji (bo chyba jednak ktoś tym obiektem zarządza). Do tego potrzeba tylko łopaty i miotły oraz ewentualnie grzywna odpowiedniej wysokości, wymierzona przez Kolegium Karno-Administracyjne.
A jeśli władze nie są w stanie wyegzekwować od osób odpowiedzialnych wykonania tych czynności, to pozostaje jeszcze apel do społeczeństwa. Przecież w tymże zamku mieści się siedziba Hufca ZHP, która to organizacja jest szeroko znana z cennych czynów społecznych, zwłaszcza jeśli chodzi o miejsca i obiekty historyczne. Może miejscowi harcerze zostaliby społecznymi opiekunami zamku, jak to się dzieje w innych miejscowościach Dolnego Śląska.
W każdym razie uważam, ze zachodzi bardzo pilna konieczność energicznego zajęcia się tą skandaliczną sprawą przez władze wojewódzkie, gdyż chyba jest dość dowodów na to, że władzom w Oleśnicy jest ona absolutnie obojętna.
Istniejący obecnie zatem stan rzeczy przynosi bowiem ogromne szkody nie tylko gospodarcze i kulturalne lecz także polityczne. Przez Oleśnicę przewijają się przecież stale setki turystów zagranicznych. Nie wszyscy oni są pozytywnie i życzliwie ustosunkowani do tego, co się dzieje i mamy liczne dowody, jak wykorzystują przeciwko naszemu państwu wszelkie dowody niechlujstwa i niegospodarności.
Mgr Józef Sokołowski